elo, wie może ktosia czy jest gdzieś lista szpitali z oddziałami ginekologicznymi, w których można liczyć na lekarzy nie deklarujących klauzuli sumienia albo odwrotnie - lista szpitali, w których pracują tylko chuje (czyt. lekarze z klauzulą)?
(na zdjęciu interwencja na płocie jednego z wwskich kościołów sprzed wieeeelu lat)
Przekazałem pytanie do koleżanki pracującej w temacie, odpowiedź sprowadza się do “ale czego miałaby dotyczyć ta klauza jak już wszystko jest nielegalne”. Oraz stwierdzenia, że część lekarzy zawsze robiła problemy ze na bazie swojej moralności i że jest to znacznie większy problem poza dużymi miastami, ale przy obecnym braku lekarzy nie ma wyboru bo lepszy zły niż żaden.
Nie jest tak, że wszystko jest nielegalne, zwł. że przypadek nie dotyczy stricte ciąży. Problemem jest efekt mrożący. Oraz - czym innym jest po prostu brak działań dla dobra pacjentki, wynikający z czegokolwiek, lęku przed wyhylaniem się itp, a czym innym wprost przypucowywanie się kościołowi i obecnej władzy. Pytam właśnie o listę np. tych wspomnianych pseudolekarzy, którzy robili problemy z powodu moralności, zanim to było modne i zanim pis zaczął rękami lekarzy mordować kobiety. Jeśli mam wybór między, powiedzmy, trzema szpitalami, w których na operacje czeka się mniej więcej tyle samo, to wole wybrać taki, o którym wiadomo, że jest (albo jeszcze niedawno był) trochę mniej zjebany niż inny.
Jasne, przekazuję tylko, że nastrojem nawet wśród tych bardziej progresywnych lekarek (chirurżka ginekologii) jest raczej rezygnacja i cytuje “zasługujemy na rząd, do którego dopuściliśmy. Był czas żeby z tym walczyć a my wszyscy chodziliśmy w tym czasie na pokojowe manifestacje”. Z jej perspektywy “klauzule sumienia” nic nie zmieniają a lekarzy i tak brakuje do tego stopnia, że taki wybór to kwestia interesująca marginalną ilość osób. Jak rozumiem z jej perspektywy też sposób, żeby przeładować pozostałą kadrę lekarską, bo oni serio ledwo wyrabiają.
Wciąż nie rozumiem, co to znaczy, że klauzule nic nie zmieniają. Czuję ogromną różnicę, gdy leżę rozkraczona pod migającą świetlówką na metalowym krześle ginekologicznym wyprodukowanym mniej więcej w 74r. w gabinecie ginekologicznym ze ścianą do połowy pomalowaną pistacjową lamperią i lekarz antyczoisowy chujek mówi mi, trzymając w mojej cipce lodowaty wziernik, że jakbym rodziła to bym teraz nie miała problemów, niż jak w tych samych okolicznościach lekarz mnie zwyczajnie informuje o możliwościach leczenia. Ofc nie jest tak, że ten pierwszy na stopro pierdoli(ł) o klauzuli sumienia, a ten drugi nie, ale jest raczej pewne, że nie było odwrotnie. Nie jest też tak, że sprawa dotyczy marginalnej liczby osób. Oczywiście jest ogromna dysproporcja w dostępie do służby zdrowia między miastem a wsią, między poszczególnymi częściami Polski/województwami, jest to również uklasowione, zależne od (nie)posiadania hajsu, (nie)posiadania papierów, (nie)znajomości języka, (nie)identyfikacji z płcią nadaną przy urodzeniu, sprawnością. Wciąż grupa osób z macicami, które akurat mogą wybrać szpital, bo mają przywilej np. mieszkania w dużym mieście albo np. nie sprawują opieki nad osobami zależnymi, co pozwala im wziąć dłuższe wolne i jechać do szpitala poza miejscem zamieszkania, jest ogromna. Walka o lepszy dostęp do lepszej służby zdrowia dla wszystkich osób z macicami nie oznacza rezygnacji z możliwości wyboru. Znajdę lekarza/rkę dla koleżanki migrantki i pójdę z nią na wizytę, jej sytuacja się nie poprawi jeśli w ramach szczytnej rezygnacji z własnego przywileju pójdę w stresie i lęku do chirurga chuja. PS Przesyłam podziękowania dla koleżanki chirurżki za jej ciężką pracę.